Szymon Nowak – blog historyczny

15 paździer. 2015
Kategorie: Bez kategorii

Żołnierze Przyczółka Czerniakowskiego cz. 1 – Tadeusz Targoński

Opublikowano: 15.10.2015, 11:09

Tadeusz Targoński, żołnierz 3 batalionu 9 pp 3 DP im. Romualda Traugutta.

Tadeusz Targoński urodził się  30.10.1926 r. w Głębokiem, w powiatowym miasteczku na Wileńszczyźnie, w rodzinie pracownika technicznego miejskiej elektrowni. Po wybuchu II wojny światowej ukończył szkołę powszechną i zdał egzamin do miejscowego gimnazjum. Działał w gromadzie zuchów, a następnie w hufcu ZHP – Wileńskiej Chorągwi Harcerzy. Podczas okupacji sowieckiej w latach 1939-41 nadal uczył się w rosyjskiej dziesięciolatce kończąc 5 i 6 klasę. Z chwilą okupacji niemieckiej, od września 1941 r. przebywając na pograniczu litewsko-łotewskim działał w spontanicznie zorganizowanym oddziale przeciwko sowiecko – niemieckim okupantom przyjmując pseudonim „Dzik”. Oddział ten na początku 1944 r. ukształtował się w 24 Dryświacką Brygadę Partyzancką AK. W końcu sierpnia 1943 r. podczas akcji bojowej na stację kolejową w Nowym Pohoście został od odłamków granatu ranny w nogę. Z chwilą ponownego wkroczenia wojsk sowieckich na Wileńszczyznę został w czerwcu 1944 r. wywieziony do Wołogdy, a następnie do Archangielska. Przymusowo wcielony do Armii Czerwonej, walczył m. in. w szeregach 1178 pułku (350 dywizji piechoty) na szlaku od Kijowa, przez południowe ziemie Polski, aż do przyczółka sandomiersko – baranowskiego na Wiśle. W końcu sierpnia 1944 r. w stopniu kaprala został skierowany do Wojska Polskiego. W składzie 9 pułku 3 DP wziął udział w walkach od przyczółka warecko – magnuszewskiego, przez Powstanie Warszawskie na Czerniakowie, zdobywanie Kołobrzegu i operacji berlińskiej – kończąc na podejściach do Łaby. Wojnę skończył w stopniu podporucznika. Do rezerwy odszedł w końcu 1983 r. jako podpułkownik. W swojej długoletniej służbie wojskowej m.in. przepracował 27 lat w sztabie generalnym WP, w tym 20 lat na stanowisku szefa zintegrowanej dyżurnej służby operacyjnej w siłach zbrojnych.  W czasie służby wojskowej ukończył: Oficerską Szkołę Artylerii, Cywilną Oficerską Szkołę Pożarniczą, fakultet operacyjny Akademii Sztabu Generalnego WP, kurs z zakresu obrony przeciwatomowej przy Wojskowej Akademii Technicznej oraz Podyplomowe Studium przy Akademii Sztabu Generalnego z zakresu obrony strategiczno – operacyjnych działań wojennych. Po przejściu do rezerwy, w latach 1983-89 pracował w PHZ „Polimex – Cekop” Sp. z o. o. w Warszawie na stanowisku doradcy dyrektora ds. specjalnych i obrony cywilnej. Równolegle, od 1970 r. działał w kierowniczych strukturach różnych organizacji kombatanckich, przede wszystkim w Ogólnopolskim Klubie Kombatanckim 3 Pomorskiej Dywizji Piechoty im. Romualda Traugutta. Od 1989 r. był jego prezesem.

skanuj

ppor. Tadeusz Targoński, maj 1945 r. (zbiory T. Targońskiego)

Tadeusz Targoński latem 1944 r. miał stopień kaprala i był żołnierzem 3 plutonu 9 kompanii 3 batalionu w 9 pp 3 DP. W związku z tym, że miał już frontowe doświadczenie z walk w szeregach armii radzieckiej, dowódca 9 komp. – por. Staniewicz zatrzymał go przy sobie jako pisarza i łącznika z dowództwem batalionu. I taką funkcję pełnił w czasie walk na Czerniakowie.  Na przyczółek przeprawił się 16 września 1944 r. w I rzucie 3 batalionu 9 pp, w tzw. „czołowej fali”, w nocy po godzinie 21:00.

„Rozpostartymi dłońmi, z rozmachem jak nigdy dotąd w życiu nabożnie żegnamy się znakiem krzyża świętego.(…) Niecierpliwy sygnał dowódców i z wolna ruszamy. W ostatniej chwili jeszcze ten i ów, szczególnie starsi wiekiem, z nawyku splunął w garść jak przed jakąś robotą – i poooszli! (…) Uginamy się pod potwornym ciężarem załadowanej łodzi. Biegnę w pierwszej parze. Deski cholernie boleśnie wrzynają się w ramiona. Prędzej, prędzej ponaglają oficerowie, a tu jak na złość nogi ze słabości się plączą. Przed samym brzegiem ktoś się potyka i padamy wszyscy w piach wraz z łodzią. Tamujemy drogę innym. Kapitan Olechnowicz „piętrowo” klnie we wszystkich znanych mu językach. Nasza łódź chociaż ją starannie uszczelniliśmy nadmiernie przeciążona, zaczyna niebezpiecznie nabierać wody. Część żołnierzy wariacko wiosłuje, a drudzy kociołkami wylewają wodę. Początkowo przy każdym bliższym wybuchu chciałoby się skryć gdzieś pod wodę, a później jakaś drętwota napadła człowieka – tylko do przodu, byle prędzej na brzeg… (…) Straszne wrażenie robiły bez przerwy strzelające karabiny maszynowe z rejonu mostu, których błyski oraz gwizd kul paraliżował dosłownie nas wszystkich. Długo płynęliśmy, łódź kręciła się na głównym prądzie. Przy brzegu zaczęliśmy wyskakiwać po pas do wody, ażeby tylko prędzej gdzieś się skryć. Dużą pomoc udzielili nam chłopcy z powstania. Byli znacznie bardziej od nas opanowani.”

9 kompania zajęła pozycje przy ul. Idźkowskiego oraz w rejonie fabryki drutu oraz chemicznej. Zadaniem kpr. Targońskiego było utrzymanie łączności z dowódcą  3 batalionu kpt. Olechnowiczem, którego stanowisko dowodzenia znajdowało się przy ul. Solec 39, a po lądowaniu szefa sztabu 9 pp mjr. Łatyszonka, także z nim, gdyż to on przejął dowodzenie całości sił 9 pp na Powiślu Czerniakowskim. Meldunki, które przenosił łącznik były niejednokrotnie ustne, czasami zapisane odręcznie na kartkach. W czasie odszukiwania adresata, często włączał się do walki, nie tylko przy własnej kompanii, ale także z tymi pododdziałami, przy których aktualnie się znajdował.

„Poprzez huk wybuchów, w pewnym momencie wyraźnie słyszę narastający łoskot gąsienic i jakieś ochrypłe, pijackie krzyki Niemców i podnoszących się do ataku razem z nimi Ukraińców. Gdzieś od Czerniakowskiej idą na nas czołgi, a tuż za nimi suną ławą faszyści z podwiniętymi rękawami mundurów, plujący krótkimi lecz szybkimi seriami z broni maszynowej, coraz to w innym kierunku naszej obrony. Niemieckie, jakby szczeknięcia „vorwarts!” – naprzód, mieszają się z makabrycznymi, przeciągłymi okrzykami Ukraińców „smert Lacham – rizaty!”, napawają przerażeniem. Celuję bardzo starannie ze swojej „pepeszki” i zupełnie z bliskiej odległości oddaję krótkie serie po 2-3 pociski w sam środek atakującej, gęstej tyraliery zbirów. Zaraz kilku, jakoś nienaturalnie zwala się i nieruchomieje. I chociaż jest to już kolejny ich atak, robi mi się jakoś nieswojo.”

W walkach 3 batalionu dochodziło często do współdziałania bojowego z powstańcami z pododdziałów batalionu „Czata 49”. W czasie walki o każdą halę i pomieszczenie na terenie fabryki ultramaryny, 9 kompania przestaje prawie istnieć. Gwałtownie kurczy się obszar przyczółka, pomoc zza Wisły nie nadchodzi. Sytuacja staje się beznadziejna. Brakuje amunicji i żywności.

„Na przyczółku oprócz mordujących się nawzajem ludzi, nigdzie nie widać żadnego ptaka, ani zwierzęcia – nie ma jak zwykle stadami latających gołębi, ani wróbli, nie ma wylegujących się kotów, ani psów – pouciekały chyba ze strachu lub zostały już zjedzone. Pomimo wielkiego niebezpieczeństwa, wielu jednak śmiałków przedostaje się w rejon ulicy Ludnej i Wilanowskiej, gdzie w całkowicie rozbitej jakiejś zajezdni dorożek – wśród stosu różnych kół, kanapowych siedzeń, dyszli i chomąt, na podwórzu poniewierało się pełno, z daleka cuchnącej już padliny wielu zabitych koni. Ludzie wykrajali wszystko to, co jeszcze nadawało się do jedzenia i pod ogniem wroga nieśli to swoim by coś zjeść, by przeżyć tę makabrę.(…) Nasze cztery wojskowe racje żywnościowe, które przywieźliśmy ze sobą w czasie desantu i niewielkie ilości żywności dostarczone później zza Wisły – na wygłodniałym przyczółku znikły błyskawicznie. Dzieliliśmy się nią po bratersku z powstańcami i ludnością cywilną. Szkoda było i serce się krajało szczególnie na widok wynędzniałych dzieci, błagalnie patrzących na „pana żołnierza”, a nuż ma jeszcze coś do jedzenia i poczęstuje… (…) W nocnym półmroku, co rusz potykając o walające się wszędzie porozbijane kawałki murów i płosząc objedzonych ludzkim mięsem stada ogromnych, jak koty tłustych szczurów – niosę kolejny meldunek na Solec 39, gdzie „urzęduje” major Łatyszonek.”

skanuj0001

płk.dypl. w st. spocz. Tadeusz Targoński na tle sztandaru 3 DP, w siedzibie Ogólnopolskiego Klubu Kombatancki 3 Pomorskiej Dywizji Piechoty im. Romualda Traugutta w Warszawie (26.03.2004 r. zdj. Sz. Nowak)

Działania z drugiego brzegu, mające za zadanie odciążenie i pomoc walczącym na Czerniakowie – lądowanie 8 pp między mostami i 7 pp na południe od przyczółka czerniakowskiego w rejonie Półwyspu Czerniakowskiego,  kończą się klęską. W nocy 19/20 września znaczna część oddziałów powstańczych odchodzi kanałami na Mokotów. Dowódca 3 batalionu kpt. Olechnowicz ranny, został w dniu 21 września ewakuowany na prawy brzeg. W tym dniu w czasie obrony domu przy ul. Idźkowskiego 9 ginie dowódca 3 kompanii – por. Staniewicz. Część żołnierzy dostaje się do niewoli. Za mjr. Łatyszonkiem chodzi tłum cywilnych kobiet, żądając wycofania się wojsk za Wisłę, lub poddania się Niemcom, którzy właśnie wtedy zrzucają z samolotów ulotki z propozycją kapitulacji. Dom przy ul. Wilanowskiej 1 płonie. Już nie walczą kompanie czy bataliony, tylko odizolowane grupy bojowe żołnierzy i powstańców. Jednocześnie kończy się amunicja. W związku z powyższym następuje samorzutna, żywiołowa ewakuacja wpław rannych i krańcowo wyczerpanych żołnierzy na praski brzeg.

„Kończy się nasza krwawa epopeja. Zdajemy sobie dobrze sprawę, że już nikt nam w niczym nie pomoże. Przed nami w płomieniach cały Czerniaków, a tuż za plecami straszna Wisła. Jak tylko można, ostrożnie ładujemy do nielicznych łodzi wyłącznie najciężej rannych żołnierzy i jak zwykle trochę kobiet z dziećmi. Sprawdzam – mam tylko 15 naboi do swojej pepeszki – to bardzo dużo i zarazem nic. Gdy w pewnym momencie usłyszałem głuche uderzenie zamka – wiedziałem, że to już koniec mojej walki. Spojrzałem w lewo, w prawo i ukradkiem, ażeby nikt nie widział mojej słabości – pocałowałem ją, a następnie starannie schowałem w nadbrzeżnych gruzach, obdrapaną i poobijaną jak ja sam, swoją wierną towarzyszkę bojów. Gdy po raz ostatni obejrzałem się do tyłu na dopalający się Czerniaków – jakoś tak same łzy jak groch potoczyły się po policzkach – może to od dymu snującego się wszędzie, a może od tych przelatujących myśli, że wszystkie nasze ofiary i całe tak ogromne poświęcenie poszło na marne. Następnie szybko zrzuciłem z siebie strzępy munduru i buty – bielizny już dawno nie miałem, gdyż poszła na bandaże i tylko w samych spodniach zanurzyłem się w przeraźliwie lodowatą wodę. (…) przy każdym wybuchu, niebezpiecznie zachłystywałem się wodą i zapadałem w głębinę. Wydobywając ostatnie siły, rozpaczliwie płynąłem jednak ku zbawczemu praskiemu brzegowi – do swoich, gdyż strasznie chciało się jeszcze żyć.”

Tadeusz Targoński przepłynął Wisłę 22 września 1944 r. wraz z kolegami ze swojej grupy bojowej (nie było już kompanii, a nawet plutonów i drużyn) przy zapadającym zmroku, gdyż o tej porze jest najciemniej, bo później niebo jaśnieje i wszystko widać co się dzieje na wodzie. Już na prawym brzegu został kontuzjowany od wybuchu pocisku moździerzowego.

Cytaty pochodzą ze wspomnień Tadeusza Targońskiego, udostępnionych autorowi.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.